Przejdź do głównej zawartości
Pierwszy dzień maja to dobra data, żeby rozpocząć tworzenie bloga. Bo jeśli nie pierwszy dzień maja, to który? 
Nie ma czasu do stracenia. Myśli pędzą przez moją głowę jak meteoryty i jeśli nie spróbuję zatrzymać choćby kilku, znikną jak sen złoty i nigdy nie pojawią się powtórnie. Nie znaczy to, że mam do powiedzenia albo do wymyślenia coś szczególnego, co zbawi świat albo odwróci jego losy. Możesz, Drogi Czytelniku, zupełnie spokojnie przejść dalej i nie zatrzymywać się tu ani na sekundę dłużej. To, co napiszę, ważne jest albo dopiero będzie, dla mnie. Może żeby za wiele lat, gdy poruszać się będę o balkoniku, będę mogła zajrzeć tu i przeczytać, jaką byłam rozgarniętą, roztropną i mądrą kobietą. Z pozycji dziewięćdziesięciolatki także młodą. 

Staruszki mają dużo wyrozumiałości i pobłażania dla niedojrzałości wieku średniego. Prawdopodobnie do tego czasu nauczę się już trochę lubić siebie i oceniać samą siebie nieco mniej surowo niż Hitlera. Zatem w szkłach +45 będę się upajać samą sobą do nieprzytomności. 

Mam też nadzieję - i to jest drugi ważny blok tematyczny - że do tego czasu cały burdel, jaki zafundował nam psychopatyczny kurdupel wraz z bandą ograniczonych umysłowo ofiar lobotomii, będzie już przeszłością. Za 100 lat będę wspominać to jako walkę o niepodległość, teraz natomiast będzie to azyl normalności.

Nie mam najmniejszego zamiaru silić się na obiektywizm ani nawet udawać, że się na niego silę. Lata pracy nad moją pokrzywioną umysłowością dały już pierwszy efekt w postaci uznania, że mam prawo myśleć to, co myślę. Nie muszę być aniołem, nie muszę zbliżać się do ideału, nie muszę być dobra, mądra, roztropna i racjonalna. Bo jestem na tyle młoda (wg. niektórych tylko duchem), żeby ciągle zachwycać się obecnością na ziemskim padole, ale na tyle stara, żeby mieć w głębokim poważaniu, czy to, co robię i mówię, podoba się komuś, czy nie.

Krótko mówiąc, nie zamierzam tępić swojej zadziorności, kolorować, żeby lepiej wyglądało, i trzepotać rzęsami, żeby było bardziej kobieco.

A jeśli już ktoś zada sobie trud pobyć tu ze mną, to też bez ściemniania. Wtedy uda nam się sfabrykować parę fajnych myśli, które w gruncie rzeczy są solą życia, obok uciech cielesnych 😈

p.s.
Ten blog powstał po tym, jak moje pierwsze dzieło wywalono w kosmos. Jeszcze dużo w Wiśle wody upłynie, zanim nauczę się, jak stworzyć jakąś przyzwoitą szatę graficzną. 

Komentarze

  1. Nooo! Prawie z klawiatury mi Pani zdjęłaś te przemyślenia.
    Mam podobnie. Zapisuję sobie do czytania :)
    Olat

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :) Bardzo liczę, że będziesz zaglądać. Może uda się jednak zawrócić świat z drogi ku zagładzie.

      Usuń
  2. Dzień dobry :) Tu enigma ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Też poczytam :) I pewnie często się zgodzę :)
    morelowa [Dobrosława]

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Przez niemal trzydzieści lat żyłam w wolnym kraju. Moja ojczyzna powolutku, małymi kroczkami, wyrywała się z zapyziałego bolszewizmu. Bywało różnie, nie zawsze tak, jakbym chciała, ale to zawsze była wartość dodana. Niepodległa Polska.  Pamiętam, jak po wyborach w 2007 roku rozmawiałam z Piotrem i po policzkach płynęły mi łzy, że mam wreszcie swojego premiera i że teraz będzie już tylko lepiej. Naiwnie myślałam, że już nic złego nie może nam się przytrafić. Jesteśmy w Unii Europejskiej, a to przecież najlepszy dowód, że wróciliśmy do Europy. Już można było wszystko, nawet jeśli nie na wszystko miało się ochotę. To przecież kwintesencja wolności. Wybór. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bezpieczna się wtedy czułam. Bo co może przytrafić się w państwie, w którym pierwszym bogiem jest prawo?  Nie było mi wtedy lekko. Moja firma była w powijakach i nic nie było jeszcze pewnego. Wygrzebywałam się z kłopotów zafundowanych nie przeze mnie, ale przyzwolonych przez moją naiwność....
Mówimy po polsku. Mówimy po polsku? Nie zawsze. Przy okazji Święta Konstytucji bardzo boleśnie przypomina się problem Polaków z prawidłowym oznaczaniem dat. 3 Maj, Vivat 3 Maj. Bez cudzysłowu. Z ptaszkami po bokach, zgoda. W innym miejscu w sieci nawet przerzuciłam się nawet kilkoma postami na temat cytatu "Vivat Maj, Trzeci Maj". Ja twierdzę, że skoro cytat, powinien być w cudzysłowie, bo inaczej jest błędem. Mój rozmówca uważa, że nie.  A ja się uparłam, że to "trzeci maj" nie jest żadnym licentia poetica, tylko w poprawnej polszczyźnie metrum by się nie zgodziło. Ok, w pieśni niech sobie będzie, ale jeśli przytaczamy, to tylko w cudzysłowie.  Zresztą nie czepiajmy się tego przypadku, w końcu kontrowersyjnego. Mamy pod dostatkiem innych. Swego czasu Prezydent Lech Wałęsa przyczynił się do kariery innego koszmarka, "na dzień dzisiejszy". A autorytety, ludzie naukowo utytułowani, dziennikarze i zwykli ludzie jak jeden mąż zaczęli posługiwać się ...