Wolność jest jak powietrze.
Pamiętam, że była wtedy straszna zima. W naszym mieszkaniu nie było prądu, wyłączyli ogrzewanie. Rodzice zawieźli mnie do Dziadków.
I zdarzyła się ta niedziela bez Teleranka. Babcia jak zwykle poszła do kościoła. Po powrocie płakała. Nic nie rozumiałam. Atmosfera w domu była taka, że zaczęłam się bać.
Stan wojenny.
W tygodniu pojechałyśmy do miasta. Ulica Narutowicza w Łodzi była wtedy jeszcze brukowana. Przejeżdżały jakieś ciężkie samochody wojskowe. Dudnienie bruku będę chyba pamiętać do śmierci. Mimo mrozu Babcia znowu się rozpłakała, a ja nic nie rozumiałam, ale znowu też się bałam. Wszędzie milicja w majtkowoniebieskich mundurach, przy koksownikach.
Potem Okrągły Stół. Już rozumiałam. Byliśmy z Ojcem na zimowiskach i codziennie zjeżdżaliśmy ze stoku, żeby je śledzić. Pamiętam kłęby dymu, w których tonęli siedzący wokół mebla. Nie pamiętam, co mówili. A oni tłoczyli powietrze, żebyśmy mieli przez następne lata czym oddychać.
4 czerwca mieszkałam jeszcze z Rodzicami.
Wolność jest jak powietrze. Nie widać jej, ale nie da się bez niej żyć. To nieprawda, że nie wszyscy jej potrzebują. Potrzebujemy wszyscy, tylko niektórzy jeszcze nie zdają sobie sprawy, że nią oddychają. Przez prawie 30 lat mieliśmy ją. Wydawało się, że na zawsze.
Kto mógł się spodziewać, że nie wykonaliśmy wtedy wyroku śmierci na bolszewickiej hydrze, a tylko otoczyliśmy ją taśmą licząc, że nie odważy się wyjść? Rozlazła się jak robactwo i zostawiła larwy na całym ciele.
Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie. Będzie na pewno. Choćby okazało się, że rachunek za jej odzyskanie będzie wyższy niż w 1989 roku.
Komentarze
Prześlij komentarz