Przez niemal trzydzieści lat żyłam w wolnym kraju. Moja ojczyzna powolutku, małymi kroczkami, wyrywała się z zapyziałego bolszewizmu. Bywało różnie, nie zawsze tak, jakbym chciała, ale to zawsze była wartość dodana. Niepodległa Polska.
Pamiętam, jak po wyborach w 2007 roku rozmawiałam z Piotrem i po policzkach płynęły mi łzy, że mam wreszcie swojego premiera i że teraz będzie już tylko lepiej. Naiwnie myślałam, że już nic złego nie może nam się przytrafić. Jesteśmy w Unii Europejskiej, a to przecież najlepszy dowód, że wróciliśmy do Europy. Już można było wszystko, nawet jeśli nie na wszystko miało się ochotę. To przecież kwintesencja wolności. Wybór. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bezpieczna się wtedy czułam. Bo co może przytrafić się w państwie, w którym pierwszym bogiem jest prawo?
Nie było mi wtedy lekko. Moja firma była w powijakach i nic nie było jeszcze pewnego. Wygrzebywałam się z kłopotów zafundowanych nie przeze mnie, ale przyzwolonych przez moją naiwność. Było prawo i wystarczyło trzymać się jego ram.
Nigdy, przenigdy nie marudziłam, że muszę płacić podatki. Przecież utrzymywałam własne państwo.
Mogłam się nie zgadzać z politykami, mogłam się wściekać na podejmowane przez nich decyzje, ale to byli ludzie, za których nie musiałam się wstydzić. Nie słyszałam żadnych knajackich uwag, żadnego wulgarnego rechotu, nie musiałam oglądać tępych gąb wyrażających niewiele ponad świadomość oddychania.
Co się stało? Co przeoczyliśmy? Co poszło nie tak? Jak doszło do tego, co stało się w 2015 roku? Ciągle mam wybór, ale już coraz bardziej ograniczany przez miałkość umysłów, fałszywe deklaracje, decyzje oparte nie o wiedzę i mądrość, ale doraźną korzyść, małostkowość, chciwość i prostactwo.
Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie wspaniale. Będzie. Ale nikt nam nie da tego na tacy. Prawdopodobnie czeka nas trudny czas, może najtrudniejszy z możliwych do wyobrażenia. Ale musimy wierzyć, że damy radę. Bo jeśli tej wiary zabraknie, nie zostanie nam już nic.
Dzisiaj jest czternasta rocznica wejścia Polski do Unii Europejskiej. Jeżeli jest cokolwiek warte obrony za wszelką cenę, to właśnie nasza obecność w Brukseli. Bez względu na to, co to oznacza, jestem gotowa i nie zawaham się. Nie ma na świecie nic ważniejszego niż marzenia. A moim jest życie w wolnym, pięknym kraju.
Tja... Wciąz nie mogę zrozymieć, jak to jest, że nie przewidziano prawnie żadnych możliwości odwołania demokratycznie wybranych władz, jeśli oleją prawo i bedą działac pod hasłem "Teraz ku... my".
OdpowiedzUsuńNikomu nie przyszlo do glowy, ze ktos może być aż tak bezczelny?
a pamiętasz jak jeszcze na początku 2016 cieszyłyśmy się, że Konstytucja chroni ustrój i Konstytucji nie ruszą? Przed wariatem i socjopatą nie ma zabezpieczeń. Tłum reaguje zawsze tak samo przewidywalnie.
Usuń